Rozmowa z Maciejem Sadowskim: cykl audycji radiowych Wszystko o Rodzinie
Chustonoszenie – co to, po co i dlaczego?
Kiedy w rodzinie ma się pojawić dziecko, niezależnie od tego, czy pierwsze, czy kolejne, wszyscy jej członkowie stają u progu nowej rzeczywistości. Rzeczywistości, która niejednokrotnie okazuje się odbiegać od tej pokazywanej nam w reklamach. Nie zawsze jest tak, że uśmiechnięte niemowlę leży w łóżeczku, a mama w wysprzątanym domu pije kawę i czyta książkę…
Może Cię to zaskoczyć, ale poza czystą pieluszką i pełnym brzuszkiem noworodek, niemowlak, a także starszak potrzebuje również bliskości cielesnej. Dotyku rodzica, zapachu, oddechu, dźwięku jego głosu czy rytmu bicia serca. Tego, co zna z okresu prenatalnego i pierwszych chwil „po drugiej stronie brzucha”. Zaspokojenie tej szczególnej potrzeby jest dużo prostsze niż myślisz. Nie musisz leżeć cały dzień z maluchem na piersi (choć jest to wskazane dla Was obojga w pierwszych tygodniach po porodzie). Nie musisz godzinami skakać na piłce ani wszędzie chodzić z dzieckiem na ręku. Sposobem na to, by być z nim blisko, a jednocześnie żyć choć trochę tak jak wcześniej, jest chustonoszenie.
Nie noś, bo przyzwyczaisz
Słyszałaś już takie ostrzeżenia? A może niemniej popularne: „niech się wypłacze”?
Tego rodzaju opinie są dość powszechne, choć na szczęście wiele się zmienia dzięki powszechnej dostępności do wiedzy. Błędne przeświadczenie o tym, że nosząc i przytulając dziecko (czyli odpowiadając na jego potrzeby) się je rozpuszcza, jest głęboko zakorzenione w naszej kulturze. A teraz pora obalić ten mit.
Twoje dziecko urodziło się już przyzwyczajone do noszenia, kołysania i bujania. Nosiłaś je pod sercem przez około 40 tygodni, a każdy Twój krok i oddech nim kołysał. Teraz, gdy jesteście już razem, Twoje ramiona to dla niego bezpieczna przystań. Następuje więc najlepszy okres do tego, by dziecko stopniowo i w swoim tempie uczyło się samodzielności i powoli, z niezbędną delikatnością, odzwyczajało się od noszenia.
Istnieją badania polegające na obserwacji dzieci (ok. 3.-4. miesiąca życia), których rodzice szybko i konsekwentnie odpowiadali na potrzeby sygnalizowane płaczem. Okazało się, że zdecydowanie mniej i krócej płakały w późniejszym okresie rozwoju. Powodów do płaczu maluch może mieć mnóstwo, wszak na początku naszego życia jest to główny kanał komunikacyjny. Według APP (Amerykańska Akademia Pediatryczna – ang. American Academy of Pediatrics) do trzeciego miesiąca życia 2-3 godziny płaczu na dobę są czymś naturalnym. Jednak z pewnością przedłużający się, nieukojony płacz dziecka nie tylko nie nauczy go samoregulacji, lecz także będzie miał negatywny wpływ na jego rozwój. Dowiedziono bowiem, że w organizmie płaczącego, pozostawionego samemu sobie malucha wytwarza się kortyzol (hormon stresu), który przy długotrwałym działaniu destrukcyjnie wpływa na dojrzewający mózg dziecka. Może hamować rozwój hipokampa (część mózgu odpowiadająca w dużej części za pamięć), czego skutkiem bywają trudności z uczeniem się, koncentracją, zapamiętywaniem, samoregulacją czy panowaniem nad emocjami.
Kiedy maluch długo płacze i nie jest uspokajany, rytm jego serca przyspiesza, ciśnienie może wzrosnąć nawet do 135% (pamiętajmy, że naczynia krwionośne w małym organizmie są kruche, również te w mózgu) a poziom tlenu we krwi znacznie spada. Nadmierne połykanie powietrza przez spłakane dziecko może być przyczyną bólu. Tego wszystkiego można uniknąć, przytulając dziecko, odpowiadając na jego potrzeby i towarzyszący mu stres.
Niestety młodym mamom nie zawsze łatwo jest opanować taką sytuację. Odnalezienie się w nowej roli po trudach porodu (czy to drogą naturalną, czy operacyjną) i dbanie o obolałe ciało, którym targają hormony, wymaga czasu. Nocne pobudki, zmęczenie, spędzanie z dzieckiem sam na sam większości czasu i „uczenie się” małego człowieka nie pomagają w szybkim zrozumieniu jego potrzeb. Młoda mama nie może też zapomnieć o sobie i o tym, że dziecko do prawidłowego rozwoju potrzebuje dostępnego emocjonalnie dorosłego.
Poza dbaniem o swoje potrzeby, przyjmowaniem pomocy i troską o samą siebie, warto nauczyć się sposobów ułatwiania sobie codzienności. Na szczęście żyjemy w czasach i rzeczywistości, w których takie metody są ogólnodostępne. Jedną z nich (w pierwszym półroczu życia malucha) jest właśnie chusta do noszenia. Z chustonoszenia płyną bowiem korzyści dla malucha, rodzica i całej rodziny.
Korzyści chustonoszenia dla dziecka:
- Zaspokojona potrzeba bliskości i bezpieczeństwa wpływa korzystnie na harmonijny rozwój dziecka. Maluch wtulony w mamę łatwiej zasypia i lepiej śpi. Gdy zaśnie w chuście, można go delikatnie odłożyć do łóżeczka czy wózka i skorzystać z chwili dla siebie.
- Mały człowiek noszony w chuście poznaje świat z perspektywy dorosłych. Uczestniczy w życiu społeczności, a to jest bardzo ważne dla jego rozwoju.
- Pozycja, którą dziecko przyjmuje w chuście, przynosi ulgę w niemowlęcych dolegliwościach takich jak refluks czy kolki.
- Mimo że dziecko w chuście trzymamy główką do góry, tak naprawdę wcale nie jest ono spionizowane. Pozycja zgięciowo-odwiedzeniowa jest naturalna fizjologicznie i bezpieczna dla kręgosłupa.
- Dziecko wtulone w rodzica ma ograniczony dostęp do bodźców zewnętrznych. Zatem chustowanie zapobiega przebodźcowaniu, które może doprowadzić do sytuacji, gdy maluchowi trudno się wyciszyć i spać bez przebudzania się z płaczem. Jego niedojrzały układ nerwowy nie radzi sobie z kumulacją bodźców takich jak kolory, światła, dźwięki czy zapachy.
- Noszenie wcześniaka w chuście odgrywa rolę podobną do kangurowania – dzięki bliskości rodzica wspiera regulację podstawowych funkcji fizjologicznych.
Korzyści chustonoszenia dla rodzica:
- Chustowanie to wygodny sposób przemieszczania się z dzieckiem. Na przykład możliwość swobodnego wejścia tam, gdzie trudno wjechać wózkiem – trzecie piętro bez windy, wąskie sklepowe alejki, komunikacja miejska czy muzeum.
- Wtulanie się dziecka stymuluje laktację.
- Bezpośredni kontakt z dzieckiem zmniejsza ryzyko wystąpienia depresji poporodowej i wspiera jej leczenie.
- Chustonoszenie uwalnia ręce, co bardzo pomaga mamom więcej niż jednego dziecka i posiadaczkom psów. Mama może trzymać starszaka za rękę czy smycz w wolnej dłoni.
- Gotowanie, odkurzanie i inne obowiązki domowe również można wykonywać z zamotanym dzieckiem. Sprzątanie i usypianie za jednym zamachem oznacza również dłuższą chwilę na kawę i odpoczynek.
- Wolne ręce i swoboda ruchów przydają się też, gdy mama chce się trochę poruszać. Zajęcia fitness lub taniec z dzieckiem w chuście są już dość popularne i cieszą się coraz większym zainteresowaniem.
- Zamotanie malucha na ojcowskiej piersi to świetny sposób na wspieranie7 nawiązywania więzi dziecka z tatą. Jej rozwój wymaga więcej czasu niż w przypadku mamy, która nawiązuje relację przez cały okres ciąży.
- Chusta to zbawienie dla kręgosłupa. Wielogodzinne noszenie dziecka na rękach wymusza pochylenie do przodu, a taka pozycja mocno obciąża zarówno odcinek piersiowy, jak i lędźwiowy. Pojawia się również ból rąk. Dzięki chuście ciężar dziecka rozkłada się na ramionach i całych plecach.
- Rodzice noszący w chustach są wypoczęci i spokojniejsi, dzięki czemu czują się bardziej kompetentni.
Stworzeni do noszenia
Mama dzieląca się swoim pomysłem na noszenie malucha w chuście może spotkać się z różnymi reakcjami. Niestety nadal niektóre komentarze bywają przykre i krzywdzące. Jednak tych wspierających, pochwalających wybór, pełnych zrozumienia i akceptacji jest coraz więcej. Popularność chustowania wciąż rośnie, jest ono widoczne w parkowych alejkach, na ulicach czy w mediach (również wśród celebrytek).
Czy chustonoszenie to nie po prostu jakaś nowa moda? Przejaw ekstrawagancji, potrzeba wyróżnienia się?
Zdecydowanie i głośno chcemy powiedzieć: nie! To pozostałość po naszych przodkach.
Praludzie 10 tysięcy lat temu zaczęli osiedlać się na stałe w jednym miejscu. Zanim jednak się to stało, prowadzili koczowniczy tryb życia, czyli przemieszczali się w związku ze zmianami pogody, poszukiwaniem wody i żywności. Nie pojedynczo, a całymi plemionami, w towarzystwie najmłodszych dzieci, które w czasie tych wędrówek były niesione przez matki lub innych członków plemienia. Zanim nasi przodkowie upodobnili się do współczesnych ludzi, ich ciała pokrywało futro, co ułatwiało maluchowi wczepienie się w rodzica. Stopniowa utrata silnego owłosienia dała początek różnym wynalazkom mającym za zadanie pomóc matkom w przemieszczaniu się z potomstwem. Początkowo były to skórzane pasy, później chusty, a wreszcie – współczesne nosidełka.
Z ewolucyjnego punktu widzenia 10 tysięcy lat to wcale nie tak dużo, dlatego ludzkie niemowlęta nadal rodzą się przystosowane do koczowniczego trybu życia. Mają wykształcone odruchy i cechy ułatwiające nie tylko noszenie, lecz także pielęgnację. Chustowanie jest więc tak stare jak nasz gatunek. Dla porównania należy zaznaczyć, że wózki dziecięce zostały spopularyzowane dopiero w XIX wieku.
Warto także przyjrzeć się wynikom badań dotyczących podziału ssaków w zależności od stopnia dojrzałości, z jakim przychodzą na świat ich młode. Wśród ssaków wyróżnia się:
- Gniazdowniki – zwierzęta, które rodzą się nieprzystosowane do samodzielnej egzystencji, często w dużych miotach. Początek życia spędzają w gniazdach. Matka zostawia je na czas polowania, a one muszą zachować ciszę, by nie zwabić drapieżnika. Mleko matki jest wysokokaloryczne, by zaspokajało głód na długi czas jej nieobecności. Młode opuszczają gniazdo stopniowo, w miarę nabywania umiejętności poruszania się. Są to między innymi koty, myszy czy zające.
- Zagniazdowniki – zwierzęta, które rodzą się dojrzałe do samodzielnej egzystencji. Szybko stają i zaczynają chodzić. Towarzyszą matce i dzięki temu mają stały dostęp do jej pokarmu. Przedstawicielami zagniazdowników są na przykład: słonie, kozy, konie.
Przez wiele lat ludzkie niemowlęta, ze względu na nieumiejętność samodzielnego poruszania się, były zaliczane do grona gniazdowników. Stąd częste przekonanie w pokoleniu naszych babć, że najedzone i przewinięte dziecko powinno grzecznie leżeć w łóżeczku, a to płaczące ma trudny charakter, bo przesadnie domaga się uwagi rodzica.
Za to w latach 80. ubiegłego wieku na podstawie obserwacji i badań została postawiona teza, że ludzie nie należą ani do gniazdowników, ani zagniazdowników. Wyróżniono kategorię noszeniaków. Przychodzą one na świat niesamodzielne, od urodzenia są w stanie wędrować wczepione w opiekuna. Dzięki temu mają stały dostęp do pokarmu, więc mleko matki nie musi być wysokokaloryczne. Matka jest swego rodzaju „przenośnym gniazdem”. Do tej grupy poza ludźmi zaliczamy m.in. szympansy i goryle.
Okazuje się więc, że chustonoszenie to praktyka w pełni zgodna z ludzką naturą i potrzebami zarówno dorosłego, jak i dziecka. Chociaż reakcje otoczenia mogą być różne, jeśli świadomie podejmiesz tę decyzję, nie powinnaś się nimi przejmować.
Ale jak zacząć?
Wielu rodziców obawia się, że nie da rady samodzielnie używać chusty. Obawy te są o tyle zrozumiałe, że chustonoszenie jest zdrowe, bezpieczne i korzystne wyłącznie pod warunkiem prawidłowego użytkowania chusty.
W intrenecie można znaleźć wiele poradników przedstawiających techniki noszenia dziecka. Filmiki nie stanowią jednak najlepszego wyboru – rodzic nie wie, czy dobrze zrozumiał każdy krok, nie jest w stanie zweryfikować, czy odpowiednio zawiązał chustę.
Do nauki pierwszego wiązania polecam spotkanie z doradcą noszenia. Takie spotkania indywidualne odbywają się w domu rodziców i trwają zazwyczaj 2-3 godziny. Pod okiem specjalisty i przy jego wsparciu rodzice ćwiczą wiązanie chusty. Wielu doradców organizuje warsztaty grupowe, co również jest dobrym rozwiązaniem.
Pandemiczna rzeczywistość przeniosła nas do internetu, a co za tym idzie – konsultacji online. Z pewnością są one lepsze niż filmiki instruktażowe, ponieważ doradca w czasie rzeczywistym widzi, jak rodzicowi idzie, może skorygować błędy i pokazać, jak należy to zrobić. Jednak jest to półśrodek, z którego my doradcy korzystamy, by wesprzeć rodziców. Mimo wszystko marzymy o ponownej możliwości spotykania się z nimi stacjonarnie.
Warto dać sobie możliwość rozpoczęcia przygody z chustonoszeniem i samemu przekonać się, jaką ulgę przynosi ona zarówno rodzicom, jak i dziecku.
Autorka korzystała z następujących źródeł:
M.Szperlich-Kosmala “Noszenie dzieci” (Łódź 2019)
E.Kirkilionis “Więź daje siłę” (Warszawa 2014)